Dwa lata więzienia za gwałt na tłumaczce. Sprawę próbowano „zamieść pod dywan”?

Dziś sąd w Elblągu skazał Mariusza C., ratownika medycznego, na dwa lata bezwzględnego więzienia za zgwałcenie kobiety podczas szkolenia w Kaliningradzie. C. będzie musiał także zapłacić ofierze 10 tys. zł zadośćuczynienia. Drugi z oskarżonych został uniewinniony – informuje TVN24.

W pierwszym procesie Mariusz C. usłyszał wyrok w zawieszeniu, a Jarosław G. osiem miesięcy więzienia w zawieszeniu na 3 lata.

Do tych dramatycznych wydarzeń doszło we wrześniu 2013 r. To wtedy pani Aleksandra, tłumaczka, pojechała do Kaliningradu na szkolenie ratowników medycznych.

– Rzucił mnie na ziemię, zgwałcił mnie, zmuszał do wielu rzeczy. Podczas pierwszego razu miałam atak padaczki i wiedziałam, co się dzieje, ale nie mogłam nic zrobić – opowiadała swoją dramatyczną historię pani Aleksandra. Po powrocie do Polski opowiedziała o wszystkim policji.

Sąd pierwszej instancji rozpatrzył sprawę jeszcze w maju 2015 r. Wówczas skazał Mariusza C. na 2 lata więzienia w zawieszeniu na 5 lat za gwałt i inne czynności seksualne. Jarosław G. został skazany za tzw. inną czynność seksualną na osiem miesięcy więzienia w zawieszeniu na trzy lata. Oskarżeni nie przyznali się do winy. Sąd zdecydował także, że mężczyźni muszą zapłacić w sumie 40 tys. zł zadośćuczynienia pokrzywdzonej kobiecie, która w procesie występowała jako oskarżyciel posiłkowy.

Zarówno ratownicy, jak i prokuratura oraz pokrzywdzona odwołali się od tego wyroku. Podczas apelacji sąd okręgowy uchylił wyroki sądu rejonowego i zwrócił sprawę do ponownego rozpatrzenia. Pani Aleksandra nie chciała, żeby sprawa znów toczyła się w Elblągu, dlatego wnioskowała o zmianę sądu orzekającego. Sąd Najwyższy odrzucił jej wniosek. Kobieta została przesłuchana w formie wideokonferencji.

Więcej o tym pisaliśmy tu: http://fakty.elblag.pl/trauma-przezywana-od-nowa-sprawa-o-gwalt-na-tlumaczce-znow-jest-w-elblaskim-sadzie/

Sprawą zajmowali się również dziennikarze Gazety Wyborczej, którzy wskazali na „zaniedbania” organizatorów wyjazdu.

„Na wyjeździe było kilkunastu ratowników, sami mężczyźni. Jechał z nami ich szef Michał Missan oraz koordynatorka Danuta Stanicka. Wyjechaliśmy około szóstej rano, w Kaliningradzie byliśmy po trzech godzinach. Niektórzy ratownicy zaczęli pić już w autobusie” – opowiadała dziennikarzom zgwałcona tłumaczka.

„Czułam tak ogromny strach, że już nie mogłam oddychać. Ból, którego nie da się opowiedzieć. W tym momencie dostałam ataku padaczki, nie byłam w pełni świadoma, on nie przestał. Puścił mnie dopiero, gdy usłyszał głośne pukanie do drzwi. Wybiegłam cała potargana, chyba nawet nie założyłam majtek ani spódnicy. Płakałam, krzyczałam: – On mnie zgwałcił. Na korytarzu była pani Danuta, to ona pukała. Przytuliła mnie, powiedziała: – Nie martw się, będzie dobrze. Ale zaraz potem gdzieś poszła. Podobno szef ratowników źle się czuł i musiała o niego zadbać. Byłam przerażona.”

„Takie rzeczy się zdarzają i lepiej o tym zapomnieć? To usłyszała od koordynatorki Danuty i jeszcze taki pseudouspokajający uśmiech mówiący: „Nie lituj się nad sobą, nie podskakuj, tu się o takich rzeczach głośno nie mówi”.

Wyjazd do Kaliningradu odbył się w ramach projektu „Rozwój nowoczesnych zespołów ratownictwa medycznego”, którego celem jest wymiana doświadczeń ratowników na obszarze granicy polsko-rosyjskiej, skrócenie czasu dotarcia do pacjenta oraz podniesienie kwalifikacji ratowników. Projekt otrzymał prawie 8 mln zł dofinansowania z Unii Europejskiej. W jego ramach między innymi przeszkolono w zakresie międzynarodowych standardów ratownictwa 140 ratowników z Wojewódzkiego Szpitala Zespolonego w Elblągu i Miejskiej Stacji Pogotowia w Kaliningradzie.

Dziennikarze pytali dyrektor Wojewódzkiego Szpitala Zespolonego Elżbietę Gelert o oskarżonych i gwałt ratowników medycznych.

– Ten, który został skazany za molestowanie, przysięgał mi na głowę swojej matki, że tego nie zrobił. Zaufałam, że nie zgwałcili tej kobiety. Ale i tak ich rozdzieliłam. Nigdy nie jeździli razem, by nie było podejrzeń, że zachowają się niewłaściwie – mówiła na łamach „Gazety Wyborczej” dyrektor Elżbieta Gelert.

– A gdyby byli oskarżeni o morderstwo, pobicie lub kradzież, to dalej by pracowali?

– To trudne pytanie. Po wyroku sądu ja także czuję się oszukana. Bo panowie przekonywali, że nie zgwałcili, a wychodzi, że jednak tak. Już niezależnie od wyroku sądu apelacyjnego wiem, że mieli coś na sumieniu, czyli mnie okłamywali”.

Źródło: Gazeta Wyborcza.

 

1 komentarz

  • Alex Reply

    22 kwietnia 2018 at 21:06

    Sprawa trwa od 5 lat. Przyjmując średnie zarobki tłumacza = 3 tys. zł x 12 m-cy x 5 = 180 tys. zł., utracone z powodu niezdolności do pracy. Ponadto koszty sądowe, medyczne, i zadośćuczynienie. Minimalna kwota odszkodowania powinna być na poziomie 250-300 tys. zł. Dodatkowo fakt, że szpital i sąd, wiedząc o sprawie naraża mieszkańców, że przyjedzie do nich karetką ratownik- gwalciciel. Nasuwa się pytanie, czyim synem jest gwalciciel i czyje nazwiska powinny być dodatkowo nagłośnienie w tej sprawie. To nie jest sprawą dla uwiklanego lokalnie sądu, tylko dla sprawnego detektywa. Szybciej, taniej i skuteczniej.

Napisz komentarz

Login

Welcome! Login in to your account

Remember me Lost your password?

Don't have account. Register

Lost Password

Register