Rajd Diaczenki zapowiadał apokalipsę dla Elbląga

Rajd Diaczenki był czymś niezwykłym w historii wojskowości i uczono o nim później w szkołach wojskowych. Dla Elbinga był niewątpliwym wstrząsem. Zginęło wielu ludzi, a obrona została zaskoczona.

22 stycznia 1945 r. był ostatnim dniem spokoju dla Elbląga. Dzień późnie pojawiła się zapowiedź apokalipsy miasta. Grupa sowieckich T-34/85 należąca do 31 Brygady Pancernej, pod dowództwem kapitana Gienadija Lwowicza Diaczenki pod wieczór przekroczyła autostradę i dotarła w rejon wsi Stoboje. Zapewne nigdy nie poznamy prawdziwej motywacji Diaczenki, ale zdecydował się przedzierać przez miasto w kierunku leżącej przy Zalewie Wiślanym wsi Rubno Wielkie.

Początkowo jadącym w padającym śniegu, z desantem na pancerzach (zacierającym kształty wozów) Rosjanom sprzyjało szczęście. Po zajęciu cegielni Dębica zjechali w kierunku obecnej ulicy Łęczyckiej i tu trafili na posterunek przy przeszkodzie przeciwpancernej. Rozpoczęła się gwałtowna strzelanina i napastnicy cofnęli się. Poprzez ulicę Okólnik czołgi dotarły do początku ulicy Grunwaldzkiej, skąd ostrzelały widoczne na lotnisku Eichwalde samoloty ( w jednej z relacji jest mowa o kilkunastu zniszczonych Messerschmittach, co jest co najmniej przesadą). Wzdłuż ulicy, przełamując szlabany i gniotąc uciekinierów czołgi 3 batalionu pancernego wjechały na Plac Dworcowy, gdzie zmasakrowano czekający na pociągi kilkutysięczny tłum. Dalej pancerniacy przez Plac Grunwaldzki, ulicę Janowską wjechali na obecną ulicę Rycerską. Tu zostali ponownie rozpoznani i rozpoczęła się wściekła strzelanina. Rosjanie rozdzielili się, a grupa Diaczenki wjechała na Stary Rynek. Tutaj zostaje zniszczony strzałem z panzerfausta (ręczna broń przeciwpancerna) czołg kapitana.

Zapadają ciemności (wyłączono elektryczność), a Rosjanie wydostają się z centrum i ulicą Browarną pędzą strzelając do wszystkiego co się rusza w kierunku koszar Mudra. Z nieznanych powodów 3 czołgi T-34 zawracają i ponownie ruszają w kierunku Placu Słowiańskiego, gdzie jeden z nich zostaje poważnie uszkodzony. Czołgiści Diaczenki osiągają Rubno Wielkie i zajmują pozycje obronne.

Rajd Diaczenki był czymś niezwykłym w historii wojskowości i uczono o nim później w szkołach wojskowych. Dla Elbinga był niewątpliwym wstrząsem. Zginęło wielu ludzi, a obrona została zaskoczona. Pułkownik Schoepffer natychmiast postawił garnizon w stan alarmu i kolejne grupy czołgów sowieckich atakujących po zmierzchu zostały krwawo odparte. Pozytywną stroną rajdu była zgoda władz partyjnych na rozpoczęcie ewakuacji ludności. W ciągu kilku dni kilkadziesiąt tysięcy ludzi wyszło z miasta.

Ze wspomnień Hansa Joachima Pfau:

…Na początku stycznia staliśmy się jednak mniej głośni. Nocą żołnierze z domu gminnego zostali wysłani na front. Szkoła zawiesiła zajęcia i matka nie wypuszczała nas więcej na ulicę. Kilka mieszkań i domów zostało już opuszczonych, mieszkańcy udali się rzekomo w odwiedziny do krewnych w Rzeszy. Dziadek wykopał w ogrodzie, za stajnią duży rów. Po zawinięciu w papier woskowany zostały w nim ułożone jako pierwsza warstwa naczynia, srebrna zastawa, dywany i inne wartościowe rzeczy. Następnie gruba warstwa ziemi i dalej owinięte, własnej produkcji weki i inne artykuły spożywcze oraz mniej wartościowe rzeczy. Na koniec rów zasypano. Dziadek był zdania, że gdy ktoś zacznie kopać znajdzie żywność i kilka drobnostek i pewnie nie odkryje naszych cennych rzeczy. Czy miał rację nie wiem, z naszej rodziny nikt więcej nie kopał.

Następnie sytuacja stała się rzeczywiście poważna. 23 stycznia 1945 dziadek przyszedł z miasta i mówił o niekończących się kolumnach uciekinierów ze wschodu. Z policjantami kolonii Pangritz, wachtmajstrem Herbstem z ulicy Benkenstr, i kilkoma innymi postanowili, że następnego ranka, jeszcze po ciemku uciekniemy przez rzekę Elbląg do Jungfer. Tego dnia osiem rosyjskich czołgów wjechało niezauważonych do Elbląga i od koszar Weingrundforst zaczęło strzelać. Kilka czołgów zostało zniszczonych w mieście, jeden na Am Alten Markt, przed kawiarnią Herzfeld & Schwan, lecz dwa inne uciekły przez ulicę Ziesestr. I stały na Röberner Chaussee przed koszarami Pionierów (Mudra). Tam były bezpieczne, bo koszary były puste, było tylko kilka osób personelu obsługi.

Rankiem 24 stycznia, jeszcze po ciemku wykradliśmy się z plecakami i innym bagażem na sankach ulicą Pangritz i dalej z czekającymi tam kolonistami przez Schloßstrasse. Następnie przy przekraczaniu Ziesestr. musieliśmy zachowywać się cicho, ponieważ oba czołgi strzelały z koszar w kierunku wszystkiego co było słychać i się poruszało. Chętnie obejrzałbym bym z bliska rosyjski czołg, lecz bez większych przyjaciół z kolonii strach był zbyt duży, poza tym mama by nie puściła.

Wydeptana już ścieżka przez zamarzniętą rzekę Elbląg prowadziła nas dalej, aż wieczorem osiągnęliśmy Jungfer. Tam czekaliśmy kilka dni u zaprzyjaźnionej rodziny, na powrót do znowu wyzwolonego Elbląga. Nic z tego nie wyszło, uciekaliśmy z naszymi gospodarzami w niekończącej się kolumnie, między żołnierzami, w kierunku Wisły i Gdańska…

W ciągu dwóch następnych dni w rejon miasta ściągają sowieckie jednostki pancerne. Miasto zostaje odcięte od reszty ugrupowania pruskiego Wehrmachtu. Rozpoczyna się gwałtowny atak jednostek 5 Armii Pancernej Gwardii. Od północy Rosjanie zdobywają najpierw koszary Mudra, potem Kolonię Pangritza ( Obecna Zawada) i browar. Od północnego wschodu nacierają wzdłuż ulicy Królewieckiej, docierając do koszar. Od południa natarcie idzie od strony Gronowa Górnego i szosy pasłęckiej. Częściowo udaje im się opanować  dzielnicę za rzeką (Grubenhagen).

W trakcie niezwykle zażartych walk obrońcom, za cenę ogromnych strat udaje się zniszczyć  kilkadziesiąt czołgów (przynajmniej 40) i zatrzymać Sowietów. Jednocześnie rusza niemieckie koncentryczne kontruderzenie z rejonów Pasłęka (7 Dywizja pancerna) i Ornety, które odrzuca gro sił wroga od miasta. Przez kilka dni zapanowuje względny spokój, przerywany jedynie  bombardowaniami, ostrzałem artyleryjskim i przy użyciu „katiusz”( słynne wyrzutnie rakietowe). Niemcy odbili większość pierwotnych pozycji, odkrywając jednocześnie  liczne ślady sowieckiego okrucieństwa ( np. w Gronowie Górnym). Od tego czasu brano niewielu jeńców.

Wspomnienia Else Kumm:

…Nauczycielka Albrecht tej nocy przecięła sobie tętnice, ale nie dość głęboko. Została sama w domu i spaliła się. Tej samej nocy Pani Fähndrich, z małego sklepu rybnego, otworzyła sobie tętnice, swoim dzieciom i krewnym, osiem osób. Gdy ściągnięto nas 24-tego wszyscy razem ze starym Fitkau (Fietkau) już się wykrwawili.

27-ego palił się Königliche Hof, Deutsche Bank, Ligowski, Central Hotel. 28-ego przenieśliśmy się rodziny Kolkmann na Hohezinnstr. (nr 12). Z nami była tylko Pani Borgstedt. Od 24-ego nie było wody, światła i gazu. Ogrzewanie było uszkodzone. Mieszkaliśmy w piątkę u dozorcy domu, w nocy w schronie przeciwlotniczym. Hubrecht miał jeszcze chleb, a Holzweiß mięso. Każdej nocy o godzinie 4-tej rosyjskie głośniki mówiły, że miasto ma się poddać. Setki kobiet, mężczyzn i dzieci ciągnęły z białymi flagami z Preußenberg do ratusza, ale pułkownik Schöpfer nie. W ogrodzie miejskim ustawił jeszcze 2 ciężkie baterie i nad domem Kolkmann ciągle przelatywały ciężkie pociski…

Na podstawie: http://tomaszstezala.pl/

 

0 komentarzy

Napisz komentarz

Login

Welcome! Login in to your account

Remember me Lost your password?

Don't have account. Register

Lost Password

Register