Elbląg bez głosu mieszkańców? Gdzie się podziała miejska debata

Elbląg – miasto z ponadstutysięczną społecznością, bogatą historią i dynamicznie zmieniającą się tkanką społeczną – zdaje się dziś borykać z poważnym kryzysem komunikacji na linii samorząd–mieszkańcy. Coraz częściej słychać głosy, że brak ogólnomiejskich debat na istotne dla elblążan tematy jest nie tylko rozczarowujący, ale też szkodliwy dla demokracji lokalnej.

Sprawy takie jak polityka przestrzenna, edukacja, transport publiczny, budżet miasta czy ochrona zieleni –  to zagadnienia, które budzą emocje i mają realny wpływ na życie każdego obywatela. A jednak społeczna dyskusja wokół nich niemal nie istnieje.

Co znaczy „debata miejska” – i dlaczego jej brak boli?

Otwarte debaty miejskie to forma spotkania mieszkańców, ekspertów, władz oraz organizacji społecznych. To szansa na poznanie stanowisk różnych stron, zadawanie pytań, wyrażenie sprzeciwu i wspólne szukanie rozwiązań. W Elblągu — według obserwatorów życia publicznego — takich spotkań brakuje, a decyzje podejmowane są w wąskim gronie, bez konsultacji ze społecznością.

Mamy do czynienia z sytuacją, gdzie mieszkańcy dowiadują się o decyzjach „post factum”. To odbiera poczucie wpływu, a rodzi frustrację — mówi jeden z lokalnych aktywistów, działający w obszarze ochrony miejskiej zieleni.

O tym problemie pisze również gazeta portel.pl, zwracając uwagę na kwestie związane z dotowaniem sportu przez elbląski samorząd: „Naszym zdaniem Elblągowi brakuje publicznej dyskusji na tzw. „trudne tematy“. Próbę debaty o sporcie mieliśmy przed ostatnimi wyborami samorządowymi, kiedy m. in. odbyło się publiczne spotkanie z prawie wszystkimi kandydatami na prezydenta. Piszemy „prawie“, bo Michał Missan, wówczas kandydat na prezydenta Elbląga, na tym spotkaniu się nie pojawił. Jak wygląda „publiczna debata“ o sporcie obecnie, mogliśmy zobaczyć na czerwcowej sesji Rady Miejskiej, kiedy radni głównie Prawa i Sprawiedliwości próbowali rozpocząć dyskusję na temat warunków korzystania z miejskiej infrastruktury sportowej przez ukraiński zespół Barkom Każany Lwów występujący w Pluslidze. Prezydent odpowiedział, że elblążanki i elblążanie chcą Plusligi i uciął dyskusję. Na posiedzeniach Komisji Kultury, Sportu, Turystyki i Promocji Miasta próżno szukać przedstawicieli klubów w roli gości. Przypomnijmy, że kluby korzystają z miejskich pieniędzy. Posiedzenia Rady Sportu nie są otwarte dla publiczności. Publiczną debatę o potrzebie budowy nowego stadionu piłkarskiego udało się rozpocząć kibicom Olimpii Elbląg”.

Na tym tle wyraźnie wyróżnia się organizacja Nowy Elbląg, która aktywnie organizuje spotkania, debaty i fora otwarte, zapraszając mieszkańców do rozmowy na temat przyszłości miasta. To właśnie Nowy Elbląg podejmuje trudne tematy, zadaje pytania, szuka odpowiedzi i zaprasza do współpracy lokalne środowiska — od aktywistów po przedsiębiorców i ekspertów.

Debaty organizowane przez tę inicjatywę dotyczą m.in. transportu miejskiego, rewitalizacji przestrzeni publicznej, polityki mieszkaniowej czy zieleni miejskiej. Uczestniczą w nich elblążanie, którzy chcą być współautorami miejskich zmian, a nie tylko ich biernymi odbiorcami. To dowód na to, że potrzeba dialogu istnieje — i że są lokalni liderzy, którzy potrafią ją przekuć w działanie.

Rada Miasta – transparentność na papierze?

Choć statut miasta przewiduje konsultacje społeczne, ich realizacja często sprowadza się do publikacji dokumentów w Biuletynie Informacji Publicznej lub internetowych ankiet. Brakuje przestrzeni do żywej wymiany poglądów — do dyskusji, w której głos mieszkańców faktycznie coś znaczy.

Radni rzadko organizują otwarte spotkania. Sesje Rady Miasta są dostępne online, ale to nie zastępuje debaty – tam mówi się „do” mieszkańców, a nie „z” mieszkańcami. Ponadto Platforma Obywatelska, posiadając większość w Radzie Miasta Elbląga (15 przedstawicieli) ogranicza się jedynie do posłusznego głosowania, jak chce prezydent Elbląga i nie wdaje się w większe dyskusje. Jest sprawną maszynką do wspierania prezydenckich projektów. O zdanie mieszkańców raczej nikt nie pyta. Organizacje pozarządowe i lokalne inicjatywy społeczne od lat postulują o stworzenie regularnych, cyklicznych spotkań otwartych — bez sukcesu.

Elblążanie chcą rozmawiać

W ostatnich miesiącach można było zaobserwować rosnące zaangażowanie elblążan w tematy miejskie. Dyskusje w mediach społecznościowych, oddolne protesty i petycje pokazują, że mieszkańcy nie tylko mają opinie, ale też są gotowi walczyć o prawo do wyrażania ich publicznie.

Przykładem może być kontrowersyjna sprawa budowy budynku mieszkalnego przez developera przy ul. 12 Lutego, planowane zmiany w lokalnym transporcie publicznym czy koncepcje zabudowy nad rzeką Elbląg. W tych przypadkach to mieszkańcy organizowali spotkania, zbierali podpisy, próbowali przebić się do głosu. Niestety, dialog ze strony miasta często był pozorowany, ograniczony do komunikatu w mediach lub formalnego stanowiska.

Dlaczego to problem?

Brak prawdziwego dialogu grozi czymś więcej niż społecznym rozgoryczeniem. To także ryzyko utraty zaufania do instytucji publicznych, osłabienie więzi społecznych i spadek aktywności obywatelskiej. Miasto, które nie słyszy głosu swoich mieszkańców, łatwo może stać się miejscem decyzji oderwanych od realnych potrzeb.

Otwarte debaty nie są fanaberią. To fundament nowoczesnego samorządu. To sposób na budowanie wspólnoty, rozwiązywanie konfliktów, a przede wszystkim — wzmacnianie demokracji.

Czy są rozwiązania?

Wielu mieszkańców i aktywistów proponuje konkretne działania: powołanie Miejskiego Forum Konsultacyjnego, cykliczne debaty tematyczne organizowane przez Ratusz w godzinach dostępnych dla mieszkańców (czyli po południu), włączenie organizacji społecznych do procesu planowania inwestycji, obowiązkowe spotkania radnych z mieszkańcami w dzielnicach, utworzenie platformy online do zgłaszania i dyskutowania projektów społecznych.

Takie rozwiązania już funkcjonują w innych miastach – jak Gdańsk, Wrocław czy Poznań. Elbląg mógłby sięgnąć po dobre praktyki, by zbliżyć urząd do obywatela i tchnąć życie w lokalną demokrację.

Brak miejskich debat w Elblągu nie jest tylko kwestią organizacyjną — to symptom głębszego problemu: słabnącego zaufania, odcięcia obywatela od decyzji, które go dotyczą. A przecież każde miasto to nie tylko ulice, budynki i budżet — to przede wszystkim jego ludzie.

Jeśli Elbląg ma być miejscem dobrym do życia, musi być także miejscem otwartym na rozmowę. A ta rozmowa zaczyna się od prostego pytania: „Co my, mieszkańcy, sądzimy?”

Przewijanie do góry