Elblążanka straciła 100 tys. zł w aferze GetBack. Szuka innych pokrzywdzonych

Gdyby nie zapewnienia pracownicy banku, nigdy bym się nie zdecydowała na taką inwestycję – mówi pani Katarzyna. – Jednak zapewniała mnie, że to bezpieczna operacja z dużym zyskiem. Teraz mam nikłe szanse na odzyskanie zainwestowanych 100 tys. zł.

Koszmar pani Katarzyny z Elbląga zaczął się w październiku 2017 r., kiedy odebrała telefon od pracownicy jednego z elbląskich banków.

– Pracownica tego banku zadzwoniła do mnie i poinformowała, że ma dla mnie świetną ofertę inwestycyjną – mówi pani Katarzyna. – Naciskała nawet abym zerwała obecną lokatę bankową i wykupiła obligacje spółki GetBack. Miały być wysoko oprocentowane. Miałam już negatywne doświadczenia z takimi „okazjami” i starałam się być ostrożna. Jednak pracownica tego banku zapewniała mnie, że to całkowicie bezpieczna inwestycja. Zaufałam specjaliście od finansów i straciłam pieniądze.

Elblążanka zainwestowała w październiku 2017 r. w obligacje GetBack 100 tys. zł. Początkowo, przez trzy miesiące, otrzymywała wypłaty z oprocentowania obligacji. Jednak wkrótce pieniądze przestały przychodzić na konto.

– Pytałam w banku co się dzieje. Byłam jednak uspokajana, że to wynika z opóźnienia w publikacji sprawozdania finansowego spółki. Później, gdy wybuchła już afera z GetBack pani z banku zapewniała mnie, że pieniędzy nie stracę. Teraz zaś słyszę, że trzeba czekać, że może jakąś część z zainwestowanych pieniędzy odzyskam – mówi pani Katarzyna i dodaje, że ma żal do pracowników tego banku. – Dostają prowizję za sprzedaż takich obligacji i nie dbają o dobro swoich klientów tylko o swój zysk z prowizji.

Pani Katarzyna dodaje, że wkrótce po tym trafiła w internecie na formularz, który powinna wypełnić przy zakupie obligacji GetBack.

– Problem w tym, że nikt w banku mi takiego formularza nie dał. Kiedy go przeczytałam zdębiałam. Była tam informacja, że inwestycja jest obarczona wysokim ryzykiem i mogę stracić nawet 100 procent zainwestowanych pieniędzy – mówi pani Katarzyna. – Kiedy poszłam z tym do banku i zażądałam wyjaśnień dowiedziałam się, że taki formularz za mnie wypełniła i podpisała pracownica tego banku. Zostałam po prostu oszukana.

Pani Katarzyna dodaje, że w tej sprawie poszkodowane osoby skierowały pisma do Komisji Nadzoru Finansowego, Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów oraz do Prokuratury Krajowej.

Czy elblążanka wierzy, że odzyska swoje pieniądze?

– To jest afera większa od Amber Gold, ale poszkodowanych jest tylko 9 tysięcy osób w Polsce – mówi elblążanka. – Mam takie przeświadczenie, że politycy nie są zainteresowani szybkim rozwiązaniem tego problemu. Każdy umywa od tego ręce.

Ile osób, oprócz pani Katarzyny, zostało poszkodowanych w tej aferze? Tego na razie nie wiadomo. Elblążanka chce do nich dotrzeć .

– Szukam innych poszkodowanych przez GetBack elblążan. Powinniśmy działać razem, w większej grupie – mówi pani Katarzyna. – Tylko tak mamy szanse odzyskać nasze pieniądze.

Wszystkie osoby poszkodowane w tej aferze mogą zgłaszać się poprzez e-mail naszej redakcji: redakcjaelblag24@gmail.com. Państwa dane przekażemy pani Katarzynie.

Afera GetBack – o co chodzi?

Jak informuje Forbes,  GetBack to firma windykacyjna, która zarabia na skupowaniu przeterminowanych długów i polubownych ugodach z dłużnikami o ich spłacie. Początkowo firma rozwijała się błyskawicznie jako część finansowego imperium Leszka Czarneckiego. GetBack potrzebował 5 lat i 5 mln złotych kapitału, by stać się drugą co do wielkości firmą windykacyjną w Polsce, generującą co kwartał 80 mln zysku EBITDA.

Najpierw w związku ze zmianą podejścia inwestorów do całej branży spółka zaczęła mieć problem ze sprzedażą obligacji, z których finansuje kupowanie dużych pakietów wierzytelności, co jest podstawą jej biznesu. A na początku marca Konrad Kąkolewski ogłosił, że GetBack potrzebuje miliarda złotych nowego kapitału. To doprowadziło do wyprzedaży akcji – w ciągu kilku tygodni ich cena spadła czterokrotnie.

Spółka próbowała się ratować i 16 kwietnia wypuściła komunikat o tym, że prowadzi negocjacje z bankiem PKO BP i Polskim Funduszem Rozwoju ws. pozyskania do 250 mln zł finansowania. Jednak w ciągu nieco ponad godziny obie instytucje zdementowały tę informację, a KNF uznała, że doszło do manipulacji i zawiesiła notowania spółki. Pracę stracił prezes zarządu Konrad Kąkolewski, a jego miejsce zajął szef rady nadzorczej Kenneth William Maynard. Przygotował on nową strategię i wystąpił o restrukturyzację, aby następnie zrezygnować z funkcji.

Jednocześnie wyszło na jaw, że przy sprzedaży obligacji osobom fizycznym mogło dochodzić do nadużyć. Miały być one sprzedawane jako „bezpieczne jak lokata” do tego niedoświadczonym inwestorom, którzy nie byli w stanie zdywersyfikować portfela inwestycji. KNF zachęcała niedawno, aby osoby, którymi manipulowano przy sprzedaży obligacji spółki, zawiadamiały prokuraturę.

Scroll to Top