Mały elblążanin zakrztusił się winogronem w przedszkolu. „Widziałam jak mój syn umiera”

„Dokładnie miesiąc temu, 9 lutego we wtorek, mój wtedy jeszcze 3 letni synuś Mikołaj wstał rano, bez większego narzekania, mimo mroźnego i ponurego poranka jak zwykle przygotował się do przedszkola. Ciężko mi o tym pisać, bo łzy same zbierają się do oczu, ale niestety…był to ostatni poranek, kiedy Mikołaj był z nami w domu – pisze mama chłopca.

W przedszkolu zdarzył się nieszczęśliwy wypadek. Podczas drugiego śniadania Mikołaj zakrztusił się winogronem. Doszło do zatrzymania akcji serca.

– Kiedy dobiegłam do przedszkola widziałam jak mój syn umiera. Karetka dotarła na miejsce po 7 minutach, ale dopiero po około 20 minutach udało się udrożnić górne drogi oddechowe. Reanimacja trwała długo… Mikołaj został przewieziony do szpitala, w którym niestety nie było oddziału i lekarzy, którzy mogli mu pomóc, więc kiedy tylko został zabezpieczony do transportu, wyjechał do innego oddalonego o 60 km, gdzie czekała na niego fachowa pomoc – opowiada mama chłopca.

Zarówno w pierwszym szpitalu, jak i w drugim lekarze byli zgodni tylko co do jednego… “Proszę przygotować się na najgorsze” albo “niestety optymistyczne scenariusze wydają się coraz mniej prawdopodobne” aż po “on może już nigdy nie wrócić” rodzice słyszeli codziennie przez kolejne dni.

Tymczasem Mikołaj odpoczywał, podłączony do aparatury podtrzymującej go przy życiu.

Badania wykazały wielonarządowe uszkodzenia wywołane niedotlenieniem, czym lekarze nie martwili się tak bardzo, jak uszkodzeniem najważniejszego organu w ciele małego Mikołaja. Pojawił się uogólniony obrzęk mózgu. To sprawiło, że walka o jego życie na oddziale intensywnej terapii stała się jeszcze trudniejsza.

Po kilku dniach kontrolny tomograf wykazał, że obrzęk ustępuje i można było podjąć decyzję o odłączeniu Mikołaja od leków utrzymujących go w śpiączce farmakologicznej, po to by sprawdzić, czy mózg podejmie swoje funkcje.

– Swoje czwarte urodziny, 21 lutego niestety przespał sam na Oddziale Intensywnej Terapii, mogliśmy tylko zaśpiewać mu „sto lat” i życzyć dużo zdrowia – informują rodzice dziecka.

I tak po kilku dniach Mikołaj nieporadnie, ale zaczął próbować samodzielnie inicjować swój oddech chociaż lekarze powtarzali, że podchodzą do tego bardzo sceptycznie i wisi nad nim widmo tracheostomii. Po dwóch tygodniach utrzymywał własny oddech i krążenie bez wspomagania. Nie wszystko jednak szło dobrze. Jego żołądek w ogóle nie chciał podjąć swojej funkcji, no i mózg….

– Po miesiącu walki nadal nie wiemy co przyniesie każdy kolejny dzień. Jesteśmy tu i teraz. I na tu i teraz gastroenterologom udało się rozruszać żołądek Mikołaja. To o tyle ważne, że jedzenie pozwala mu regenerować siły. Ale neurologicznie…nie ma takich czarów, które na pstryknięcie palcem poprawią jego stan. Mimo odstawienia leków Mikołaj się nie obudził, pozostaje w śpiączce, ale już nie farmakologicznej, tylko takiej którą spowodowało uszkodzenie mózgu przez jego niedotlenienie. Nie ma z nim kontaktu, nie patrzy nam w oczy, nie reaguje na polecenia, nie mówi, nie uśmiecha się…Taki jest nasz stan na ten moment. Nie potrafię teraz powiedzieć co przyniesie każdy kolejny dzień i na co będziemy potrzebowali pieniędzy, ale pewne jest, że Mikołaj będzie wymagał wiele specjalistycznej pomocy, sprzętu, może też dostosowania domu do jego potrzeb. Dlatego właśnie teraz to ja proszę o pomoc, każdą, nawet najdrobniejszą która na pewno wróci do Was, bo każde dobro wraca – pisze mama chłopca.

Pomóc możemy tu: https://pomagam.pl/usmiechmikolaja

0 komentarzy

Napisz komentarz

Login

Welcome! Login in to your account

Remember me Lost your password?

Don't have account. Register

Lost Password

Register