Mieszkaniec Elbląga dowódcą U-Boota. Służył również na pancerniku „Schleswig-Holstein”

Jeden z najlepszych asów wojny podwodnej, dowódca U-Boota – Karl Merten mieszkał przed wojną w Elblągu. Jego ojciec był burmistrzem naszego miasta i nie darzył sympatią nazistów. Jego syn przeciwnie. W czasie wojny dowodził okrętem podwodnym, jednak nawet w walce potrafił zachować się jak człowiek.

Karl Merten urodził się w Poznaniu w 1905 r. Jego ojciec (także Karl-Friedrich) w sierpniu 1908 r. został tu wybrany do rady miejskiej. Tuż przed wybuchem I wojny światowej rodzina przeniosła się do Elbląga, gdyż Merten senior został tam burmistrzem. Jednym z najdłużej rządzących, bo aż do 1934 r.

Wtedy, po dojściu Hitlera do władzy, złożył dymisję. Był zagorzałym przeciwnikiem nazizmu i polityki segregacji rasowej, zawsze krytykował Hitlera. Jego syn jednak nie. Uległ powszechnej wtedy fascynacji wizją odbudowy wielkich Niemiec i ich wielkiej marynarki, w której jako kadet służył już w ostatnim roku poprzedniej wojny. „Uznałem, że naród niemiecki zmartwychwstał. Nigdy potem nie byłem tak szczęśliwy” – pisał o początkach rządów nowego kanclerza.

Na krążownikach „Leipzig” i „Karlsruhe” brał udział w wojnie w Hiszpanii, był na pokładzie pancernika „Schleswig-Holstein”, gdy ten we wrześniu 1939 r. ostrzeliwał polskie wybrzeże, w tym Westerplatte.

A potem w nieco ponad rok, od września 1941 r. do listopada 1942 r. jako dowódca U-68 zatopił 27 statków na całym Atlantyku. Dało mu to siódme miejsce na liście najskuteczniejszych asów U-Bootów.

Statek „City of Cairo” poszedł na dno w ciągu dwóch godzin, trafiony torpedami niemieckiego okrętu podwodnego U-68. U-Bootem dowodził poznaniak Karl-Friedrich Merten. Jeden z ocalałych rozbitków powiedział później: – Nie mogliśmy być zatopieni przez sympatyczniejszego gościa.

Dawny brytyjski parowiec pasażerski „City of Cairo”, wcielony do marynarki wojennej wraz z wybuchem wojny, był ostatnią ofiarą Karla-Friedricha Mertena. U-Boot ruszył w drogę powrotną do Francji, a tam Merten zszedł z pokładu na dobre, by zająć się pracą w sztabie U-Boot-Waffe.

Dwudziesty siódmy statek posłany na dno na rozkaz poznańskiego dowódcy zatonął niedaleko Wyspy Świętej Heleny (tej od Napoleona Bonaparte) na samym środku południowego Atlantyku. Co robił tam niemiecki U-Boot?

U-68 należał do typu okrętów oceanicznych zwanych IXC. Ich gigantyczny zapas paliwa w zbiornikach pozwalał na pokonanie 25 tysięcy kilometrów, czyli ponad połowy obwodu kuli ziemskiej. Tego typu U-Booty zabierały zatem swe 22 torpedy w najbardziej odległe zakątki mórz i oceanów.

Wypływały na wielotygodniowe rejsy, w trakcie których samotnie tropiły statki i konwoje. O ile zatem stosowane przez Niemców grupowe ataki na żeglugę nazywano taktyką „wilczego stada” (okręt, który pierwszy zauważył konwój, nie atakował go, ale podążał jego śladem, nadając sygnał i wzywając innych członków watahy z całego oceanu), o tyle takie okręty jak U-68 i takich dowódców jak Merten określano „samotnymi wilkami”.

Patrol, podczas którego zatonął „City of Cairo”, był najdłuższym w wykonaniu załogi Mertena. Okręt wyszedł w morze z francuskiego portu Lorient w dniu 20 sierpnia 1942 r., wrócił do bazy 6 grudnia. Trzy i pół miesiąca na otwartym morzu, podczas których okręt dotarł aż do Przylądka Dobrej Nadziei w południowej Afryce. W trakcie rejsu zatankował paliwo z podwodnego zbiornikowca U-459. Niemcy wysłali kilka takich wypełnionych ropą U-Bootów na odległe wody. Nazywali je „mlecznymi krowami”, bo jak podwodne krowy dokarmiały paliwem inne jednostki.

Merten opłynął na U-68 kawał świata. Podczas pierwszego patrolu latem 1941 r. dotarł w okolice Grenlandii, podczas drugiego – do brzegów Namibii, w trakcie trzeciego – patrolował rejony Sierra Leone, Liberii i dzisiejszego Wybrzeża Kości Słoniowej. W czwarty patrol wyprawił się na Karaiby, aż po Jamajkę, Wenezuelę i Kostarykę. Wreszcie piąty zaprowadził go pod Kapsztad.

Po zejściu Mertena z pokładu kolejny dowódca U-68, kapitan Albert Lauzemis w kwietniu 1944 r. w okolicach Madery poszedł na dno z całą załogą, zaskoczony przez amerykański samolot z lotniskowca USS „Guadalcanal”. Lotniskowca, który także polował w stylu samotnego wilka – tyle że właśnie na U-Booty.

Jesienią 1942 r. U-68 zatopił koło Kapsztadu w dwa dni aż sześć statków. Paliwo mu się jednak kończyło, torpedy również. Na „City of Cairo” jednak ich wystarczyło.

– Proszę posłuchać – radiooperator zanurzonego okrętu podał Mertenowi słuchawki, w których wyraźnie dało się usłyszeć krzyki i wołanie o pomoc. Tak wyraźnie, że kapitan nie miał wątpliwości.

– To nie są głosy mężczyzn. To kobiety i dzieci – stwierdził. I rozkazał: – Wynurzenie!

U-Boot wyszedł z wody i podpłynął do szalup ratunkowych, do których próbowali się dostać rozbitkowie z tonącego statku. Błagali Niemców o pomoc.

Kapitan Merten dobrze wiedział, że dowództwo U-Boot-Waffe zabroniło mu wyławiania rozbitków z wody i udzielania im pomocy. Taki rozkaz obowiązywał, odkąd U-156 zatopił statek „Laconia” (zresztą w tym właśnie rejonie), po czym próbował holować szalupy z ocalałymi do afrykańskiego brzegu. Zaatakował go wtedy brytyjski samolot i uszkodził. Hitlerowska władza groziła odtąd sądem wojennym każdemu dowódcy, który zaryzykuje bezpieczeństwo okrętu, by ratować ludzi w wodzie.

Okręt Mertena wpłynął między łodzie. Jak relacjonował potem ocalały rozbitek Ralph Barker w artykule „ Goodnight. Sorry for sinking you” z „Daily Mail”, kapitan chwycił tubę i zaczął po angielsku podawać kurs na Świętą Helenę. Następnie zawołał:

– Dobranoc. I przepraszam, że was zatopiłem.

Źródło: Gazeta Wyborcza

 

0 komentarzy

Napisz komentarz

Login

Welcome! Login in to your account

Remember me Lost your password?

Don't have account. Register

Lost Password

Register