Port Morski w Elblągu już czeka na zboże z Ukrainy. Przestanie być “skazany” na Rosję
W połowie września oficjalnie otworzy się kanał żeglugowy przez przekopaną Mierzeję Wiślaną. Na efekty inwestycji czeka już Port Morski w Elblągu, który w międzyczasie negocjuje z rządem dofinansowanie infrastruktury w zamian za przejęcie pakietu kontrolnego przez Skarb Państwa. O sytuacji portu, jego perspektywach i kończącej się zależności od Rosji rozmawiał z dyrektorem portu Arkadiuszem Zglińskim dziennikarz portalu money.pl.
Na pełen efekt inwestycji, która według szacunków pochłonąć ma ok. 2 mld zł, elbląski port będzie musiał jednak poczekać. Konkretnie na dokończenie drugiego etapu prac, czyli pogłębienie torów wodnych na Zalewie Wiślanym, ale co najważniejsze – toru wodnego na rzece Elbląg.
Zgadza się. Bez tych dwóch etapów nie polepszą się techniczne możliwości portu. Głębokość toru wodnego na rzece Elbląg wynosi 2,5 m. Możemy obsłużyć jednostki do długości 85 m i zanurzenia 2 m, które mogą transportować maksymalnie 1 tys. ton towaru. Pogłębienie toru do 5 m pozwoli wpływać do portu jednostkom o długości 100 m, szerokości 20 m i zanurzeniu do 4,5 m, które mogą przy tych parametrach zabrać jednorazowo nawet 5 tys. ton.
Co ważne tzw. port składa się z czterech nabrzeży, ale dwa z nich są skomercjalizowane. Komunalna część portu, nad którą kontrolę ma samorząd, to ok. 30 proc. jego powierzchni. Łącznie moce przeładunkowe wynoszą rocznie od 1 mln do 1,5 mln ton rocznie. Po pogłębieniu toru ta wartość wzrośnie do 4 mln, nawet 4,5 mln ton.
Sam przekop Mierzei Wiślanej daje nam dostęp do portów skandynawskich czy Europy Zachodniej. To wpłynie na aktywizację dużych zakładów przemysłowych w okolicy.
Ale tylko po pogłębieniu rzeki Elbląg.
Niekoniecznie. Możemy dopływać do portu osłonowego na wejściu do Zalewu od strony Zatoki Gdańskiej, a tam – burta w burtę – przeładować towar z dużych statków na takie, które mogą dotrzeć do elbląskiego portu. Takie rozwiązanie jest np. wykorzystywane w Szczecinie. Niemniej, to tylko opcja tymczasowa do momentu pogłębienia rzeki Elbląg.
I tu się pojawił problem, bo rządowa inwestycja nie obejmuje pogłębienia 900 m toru wodnego w granicach miasta. Elbląg na przekopie zyska tylko bardzo w ograniczonym stopniu. Rząd oferuje samorządowi 100 mln zł na rozwój portu. Ale w zamian za pakiet kontrolny. Opozycja nazywa to “kradzieżą”.
Nie mamy wątpliwości, że pogłębienie rzeki Elbląg jest w gestii Skarbu Państwa, co wynika z ustawy o portach i przystaniach morskich. Powstała niepotrzebna dyskusja, kto powinien to zrobić. Od dawna wiadomo, że to nie jest obowiązek samorządu. Oczywiście Skarb Państwa może porozumieć się z samorządem, który wykona prace, jako inwestor zastępczy. My bylibyśmy w stanie to wykonać. Najważniejszą kwestią jest jednak finansowanie. Pogłębienie kilometra toru oraz umocnienie brzegów ścianką szczelną to koszt ok. 70-80 mln zł. Przy odpowiednich warunkach pogodowych można to zrealizować w 7 lub 8 miesięcy.
Co sądzi pan o propozycji – w taki czy inny sposób – przejęcia portu w Elblągu?
Pod kątem ekonomicznym wygląda to tak, że jeśli kanał ma funkcjonować, przynosić wymierne korzyści finansowe, inwestycja musi być dokończona. Jesteśmy przekonani, że powinniśmy dojść z rządem do konsensusu. Jesteśmy po pierwszych rozmowach z Ministerstwem Aktywów Państwowych oraz Ministerstwem Infrastruktury. Będą kolejne.
Jaką ofertę ma na stole elbląski port?
Propozycje faktycznie są takie, że te inwestycje zostaną dokończone, ale kosztem większościowego pakietu udziału w spółce. My się tego nie boimy, pod warunkiem, że wypracujemy z rządem sprawiedliwe warunki.
Zdajemy sobie również sprawę z tego, że w przypadku prowadzenia kolejnych inwestycji portowych, które nie są inwestycjami tanimi, miasto – z całym szacunkiem dla Elbląga – takiego ciężaru nie udźwignie. I samorząd, i spółka Zarząd Portu Morskiego w Elblągu mamy ograniczony dostęp do środków unijnych. Państwo będzie miało większe możliwości w tej kwestii.
Więcej: o porcie w Elblągu money.pl
0 komentarzy