Z pamiętnika emigranta…
Jak to jest żyć na emigracji? Tam zarabia sie kokosy? Miliony same wpadają do kieszeni? Przekonajcie się sami….
Przeczytajcie super tekst Marcina Kowala, z jego bloga www.ciekawyswiata.com.pl
Zamieszczam cały tekst, bo warto się z nim zapoznać. Mała refleksja….
– A co Ty tam robisz Marcin w tej Anglii? – zapytała mnie kiedyś starsza Pani.
– Głównie to pracuję.
– Aha, a odłożyłeś już z milion złotych?
Tak. Takie pytania, wbrew pozorom, nie należą do rzadkości. Świat jest przekonany, że jeżeli ktoś już siedzi za granicą, to z godziny na godzinę, z dnia na dzień i z tygodnia na tydzień jego dochody rosną, rosną… i po pierwszym miesiącu odkłada pierwszy milion. Po drugim kupuje samochód. W trzecim ma już własne mieszkanie. A później to już tylko z górki. Cóż, ile w tym prawdy, a ile bajek i opowiastek na dobranoc? Sporo.
Ten tekst opisuje życie za granicą, czyli na emigracji. Ale pewne fakty są w miarę uniwersalne i sprawdzają się w każdym zakątku świata.
Za granicą, tak i w domu – wydajemy pieniądze. I na co się one rozchodzą…
Mieszkanie
Jeżeli trafiło się do miejsca, w którym „dobrze” się zarabia, to człowiek musi się liczyć z tym, że w takim miejscu za mieszkanie również dobrze się płaci. Rachunków raczej się nie uniknie, bo jak długo można w XXI wieku żyć bez prądu? Na pytania retoryczne odpowiadać nie będziemy. Ale może kiedyś to sprawdzę;)
Prowiant
Jeść trzeba. Najlepiej jest wtedy, kiedy je się dobrze. Bo jedzenie to również inwestycja, która pozwala nabrać sił i utrzymać się kolejne 10… 12… godzin w pracy. A na to trzeba mieć siłę. Można oczywiście oszczędzać na jedzeniu, ale to już trzeba robić z głową. I najlepiej znać się na tym, czego tak naprawdę nasz organizm potrzebuje, a co jest niepotrzebną zachcianką. W moim przypadku wszystko jest raczej potrzebną zachcianką. Nawet, jeżeli składa się z samych kalorii.
Samochód
Uniwersalna prawda jest bolesna i brzmi tak: Bez samochodu da się żyć. Ale co to za życie?
Podstawowym plusem samochodu jest niezależność kierowcy. Niezależność od środków komunikacji miejskiej, które zawodzą. Spóźniają się. Rozkład jazdy zmusza nas, żebyśmy dostosowali swój grafik do niego. To nigdy nie działa w drugą stronę. Samochód zaś zawsze czeka na parkingu. Niezależność i wygoda bije ewentualne minusy posiadania własnych czterech kółek. A należą do nich:
– podatek drogowy (road tax)
– ubezpieczenie (płatne jednorazowo – za cały rok lub w ratach. Warto zapytać o ubezpieczenie samochodu z partnerem – czasami opcja taka jest tańsza, niż ubezpieczenie tylko jednej osoby)
– MOT – coroczny państwowy przegląd sprawności samochodu. Sprawdza się głównie… pasy bezpieczeństwa. No dobrze – hamulce też się sprawdza.
– paliwo. Tak, tak. Wiem, że to szok, ale tutaj też płaci się za paliwo.
– naprawy… jest ich więcej niż wszyscy byśmy chcieli.
Czyli mniej więcej tak samo, jak w ojczyźnie. Mniej więcej. O! I właśnie – najważniejsze. W Wielkiej Brytanii samochód przypisany jest do kierowcy. A więc za kółkiem może siedzieć tylko osoba, której dane widnieją na ubezpieczeniu. Nie ma możliwości pożyczenia dowodu rejestracyjnego i samochodu. Tutaj nawet nie ma dowodów rejestracyjnych. Chociaż dodatkowe ubezpieczenie zawsze można wykupić…
Kultura
Nie jest to przymus… Ale dobrze jest od czasu do czasu wyjść gdzieś na miasto. Nie tylko do sklepu, ale i do kina. Odwiedzić lokalne muzeum i zobaczyć jak kiedyś wyglądali mieszkańcy… Jednym słowem, warto zapoznać się z lokalnym klimatem. Człowiek może dojść do wniosku, że tutaj nie jest tak, jak było w domu. Zresztą, odrobina kultury nie zaszkodzi nikomu.
Do czego zmierzam?
A no do tego, że codzienność za granicą przynosi nie tylko dochody. To również wydatki. To życie na bieżąco. Jeżeli ktoś wyjechał za granicę za pracą, znalazł ją i nie zamierza tutaj spędzić więcej niż parę miesięcy, ten może zaryglować się w mieszkaniu i opuszczać je jedynie, wychodząc do pracy. Kilka takich miesięcy nie powinno za bardzo wpłynąć na ludzką psychikę. Pytanie jeszcze, gdzie się pracuje… Jeżeli jednak przyjechaliście z myślą o pozostaniu na dłużej, tudzież dopiero zastanawiacie się nad dłuuuższym wyjazdem za granice, wtedy musicie się liczyć z tym, że część waszych zarobków rozejdzie się na rzeczy z pozoru błahe, ale – jak się później okaże – przyjemne i całkiem istotne. Bo życie wszędzie swoje kosztuje. I czasami trzeba trochę wydać, nie martwiąc się za bardzo, bo na wszystko przyjdzie czas. Na nasze miliony również.
Cóż, każdy emigrant wie, że życie za granicą do lekkich nie należy. I nie zarabia się milionów. Tam wszystko swoje kosztuje. Ale codzienna praca daje nam tyle, że wystarczy ażebyśmy nie martwili się o żaden z powyższych punktów…
No i czasami, można nawet poszaleć
źródło: http://ciekawyswiata.com.pl/pierwszy-milion
0 komentarzy