Opinia. Edmund Szwed oczyszczony z pomówień. Kończy się moc elbląskiego układu?
Wyrok, jaki zapadł w sądzie w sprawie pomówień, jakie Sebastian B.K. za pomocą internetu wysuwał w stosunku do Edmunda Szweda i Jego rodziny, kończy pewien etap funkcjonowania elbląskiego układu towarzysko-politycznego. Choć wyrok usłyszał S.B.K nie można zapominać, że był on tylko narzędziem w grupie pewnych osób.
Kiedy w 2014 r. obywatelski, niezależny od opcji politycznych kandydat na prezydenta – Edmund Szwed walczył w wyborach, stało się nagle jasne, że może zagrozić pewnym układom polityczno-biznesowym w mieście.
Układ trzyma się dobrze
O tym, że Elblągiem taki układ rządzi, nie trzeba nikogo specjalnie przekonywać. Mówił o tym już obszernie radny miejski Ryszard Klim przy okazji wyjścia na jaw gigantycznych nieprawidłowości w miejskich spółkach: „Dobrze się trzyma układ partyjno-spółkowy. Tak partyjno. Układ ten buduje przeświadczenie o bezkarności. Bez tego nie można zrozumieć wieloletniej tolerancji. My wstąpimy do jednej partii, wy do drugiej. Jesteśmy kryci przy każdej zmianie władzy. Niech no ktoś nam zagrozi. Oplujemy hejtem, poziom którego jest tym bardziej prostacki, im wyższe mamy wykształcenie, pomówimy, nawet z rozpędu sponiewieramy komisję Rady Miejskiej”.
W 2014 r. „układ” zorientował się, że poważnym zagrożeniem dla status quo w Elblągu może być właśnie Edmund Szwed, którego popularność wśród elblążan rosła. Wiele ówczesnych sondaży wskazywało, że to właśnie kandydat bezpartyjny, spoza układu, może wejść do drugiej tury wyborów prezydenckich w naszym mieście. Do takiego rozwiązania układ nie mógł dopuścić.
Opluć i zniechęcić
Ten efekt działania układu zdiagnozował już po wyborach sam Edmund Szwed. Tak pisał w 2015 r.: „W ostatniej kampanii wyborczej do elbląskiego samorządu, obok mnie pojawia się Sebastian B. K. Po co? Ano, aby przygotować odpowiedni „produkt”, który swoim zwyczajem sprzeda odpowiednim osobom z „towarzystwa” Tak też się stało, kiedy to Piotr Puchalski, szef sztabu PO, przy aprobacie osób z PiS-u, próbował tuż przed I turą wyborów samorządowych odpalić w mediach haki na Edmunda Szweda.
To co się Sebastianowi B. K. nie udało wtedy, kontynuuje to dzieło niszczenia dziś, dostrzegając w tym, jak zawsze, przy pomocy szantażu medialnego i słanych od kilku tygodni do mnie sms-ów pełnych gróźb, żądając ode mnie kwot pieniędzy w gotówce dziś wręcz niewyobrażalnych.”
Trzeba zrozumieć, że układowi politycznemu, do którego należą lokalni politycy i osoby z kręgów biznesu naprawdę nie zależało na tym, aby w Elblągu cokolwiek zmienić. Układ działa od lat na korzyść wąskiego kręgu osób. Dlatego pojawienie się na scenie politycznej miasta Edmunda Szweda i komitetu Obywatelski Elbląg, oraz stale rosnąca popularność tej opcji powodowała strach.
Nie wystarczyło układowi doprowadzenie do takich machinacji, aby Szwed nie wszedł do drugiej tury (o cudach w nocy wyborczej dużo mówił wówczas Mariusz Lewandowski). Należało jeszcze tego człowieka i Jego założenia naprawy sytuacji w mieście ostatecznie zniszczyć poprzez skierowanie najbardziej wprost niewiarygodnych zarzutów.
W sądzie skazane tylko narzędzie
Do tego potrzebny był ktoś taki, jak Sebastian B.K., który swego czasu słynął z „medialnego zniszczenia” poprzednich prezydentów – Henryka Słoniny i Grzegorza Nowaczyka. To otoczenie S.B.K. stało za słynnymi już „taśmami Wilka”. Oni nagrywali rozmowy z kandydatem PiS na urząd prezydenta miasta, następnie odpowiednio je montowali i zamieszczali w serwisie youtube.pl.
Dlatego też przez wiele miesięcy, już po zakończeniu wyborów samorządowych, Edmund Szwed i Jego rodzina doświadczali medialnych pomówień, najgorszych zarzutów, w tym kradzieży, manipulacji czy nawet doprowadzenia człowieka do zgonu. To w zamyśle układu miało ostatecznie zniszczyć Edmunda Szweda a elblążanom pokazać, z kim mają do czynienia. Jednak nie udało się.
– Jeśli pojawia się ktoś, kto z własnej woli, ale nie będący z „towarzystwa” chce pomóc temu miastu i jego mieszkańcom, wówczas skutecznie eliminuje się go z życia publicznego Elbląga. Wykorzystuje się do tego rozmaite „narzędzie”, pomówienia, insynuacje, wyssane z palca historie – dodawał Edmund Szwed.
Takim narzędziem w rękach układu był Sebastian B.K. Przyjmował „zlecenia” od elbląskiego układu, a także od znanych w Polsce „działaczy” jak Zbigniew Stonoga. Celem było zawsze zniszczenie kogoś niewygodnego.
To On też usłyszał wyrok. Jednak w tym procesie ława oskarżonych powinna być znacznie szersza i zawierać znane w Elblągu twarze polityków i lokalnych biznesmenów. Układ elbląski działał perfidnie, chcąc ten spór sprowadzić tylko do konfliktu personalnego między dwiema osobami. To jednak nie chodziło wcale o to. Chodziło o zniszczenie wizerunku Edmunda Szweda w Elblągu poprzez operowanie kłamstwami i pomówieniami w Internecie. W czwartek sąd położył temu kres, oczyszczając ostatecznie dobre imię Edmunda Szweda.
1 komentarz
Wojtkowicz
9 grudnia 2017 at 13:57“Działacz” Stonoga to zwykły oszust, który ma na koncie dziesiątki, jeżeli nie setki wyroków za oszustwa, pomówienia, kradzieże i nie tylko. Polecam zobaczyć na Facebooku stronę “Stonoga Cala Prawda 2” żeby poznać się na tym osobniku. To mitoman, złodziej jakich tysiące!