Jerzy Wilk pytany o stocznię rzeczną mija się z prawdą!

Kandydat na prezydenta Elbląga, Jerzy Wilk znów próbuje umniejszać swój udział w przejęciu przez prywatną spółkę WEKO stoczni rzecznej. Ta była i jest niezbędna dla Portu Morskiego w Elblągu do rozwoju, zwłaszcza w kontekście powstającego przekopu przez Mierzeję Wiślaną.

Jerzy Wilk został zapytany przez dziennikarzy portelu o sprawę stoczni rzecznej, którą chciało przejąć Miasto na rzecz Portu Morskiego w Elblągu.

– Obciążano mnie za to odpowiedzialnością. Przecież nie ja ją sprzedawałem. To było za czasów prezydenta Grzegorza Nowaczyka. Prezes Zgliński (dyrektor Portu Morskiego w Elblągu – od red.) zwracał się do prezydenta o to, aby Miasto podżyrowało pożyczkę na zakup stoczni rzecznej. Można ją było kupić za kilkaset tysięcy złotych. Miasto było w trudnej sytuacji finansowej i nie mogło kredytować zarządu portu. Zarząd portu sam pieniędzy nie miał. W związku z tym nie byliśmy partnerem. To była własność prywatna dwóch Pań, one to chciały sprzedać. Zgłosiło się dwóch Panów i oni to kupili. Z tego co wiem Oni odsprzedali stocznię i ona stoi niewykorzystana. Można ją wykorzystać. Zresztą ona jest niezbędna w przyszłości, bo te barki i statki, które będą wpływały będą wymagały niezbędnych remontów. Ta stocznia spełniała takie wymogi, ma swoją pochylnię, barki tam były remontowane – mówi w wywiadzie dla gazety portel.pl Jerzy Wilk.

Materiał użyczony przez redakcję portel.pl

Jerzy Wilk wydatnie umniejsza swoją rolę w procederze wypchnięcia Miasta z możliwości zakupu stoczni rzecznej. Zresztą za jego „wkład” w to przedsięwzięcie dziękował mu oficjalnie Andrzej Kobylarz – ówczesny przedstawiciel spółki WEKO, która stocznię rzeczną nabyła, a obecnie poseł Kukiz 15.

W tej sprawie zadaliśmy kilka lat temu Jerzemu Wilkowi szereg pytań drogą mailową. Do tej pory poseł PiS nam na te pytania nie odpowiedział.

Dyrektor Portu Arkadiusz Zgliński mówi, że żałuje tego iż stoczni rzecznej nie udało się przejąć. Bo właśnie stocznia mogłaby dać nowy impuls rozwojowy dla naszego portu i poszerzyć możliwości działalności gospodarczej.

O dramatycznej walce Portu Morskiego w Elblągu o przejęcie Stoczni Rzecznej pisaliśmy tu: http://fakty.elblag.pl/arkadiusz-zglinski-zaluje-ze-port-nie-ma-tej-stoczni/

Nie jest też prawdą, co teraz twierdzi Jerzy Wilk, że Miasto nie miało kilkuset tysięcy złotych na zakup stoczni. Co więcej, Miasto w 2013 r. skorzystało z prawa pierwokupu obiektu.

– Skorzystaliśmy z prawa pierwokupu elbląskiej stoczni rzecznej. Dlaczego jest to dla nas takie ważne? Bo jest tu infrastruktura, na którą nie musimy ponosić dużych nakładów — twierdził  na początku 2013 r., podczas konferencji prasowej Arkadiusz Zgliński, dyrektor Portu Morskiego w Elblągu. – Ponadto w promieniu 150 km od elbląskiego portu nie ma żadnego miejsca, żadnej małej stoczni rzecznej przystosowanej do obsługi, remontu, zabezpieczenia technicznego jednostek. Dlatego zakupiliśmy ten teren pod tym kątem. Aby port nie działał tylko w charakterze przeładunkowo-załadunkowym, ale również posiadał niezbędne zaplecze do obsługi jednostek armatorskich.

Dyrektor portu podkreślał, że cena nie jest wysoka, szczególnie biorąc pod uwagę, że jest tam gotowa infrastruktura hydrotechniczna: gotowe nadbrzeża, utwardzone place, magazyny, warsztaty, pomieszczenia socjalno-biurowe…

Później jednak pojawił się Andrzej Kobylarz, a Miasto niespodziewanie wycofało się z chęci kupna stoczni.

O tym więcej pisaliśmy tu: http://fakty.elblag.pl/dlaczego-port-morski-w-elblagu-nie-stal-sie-wlascicielem-stoczni/

Rozmawialiśmy w tej sprawie także z dyrektorem Portu Morskiego w Elblągu, Arkadiuszem Zglińskim. Dyrektor potwierdził nasze przypuszczenia. Miasto najpierw gwarantowało środki na zakup stoczni, ponieważ Port miał prawo pierwokupu tego terenu. Sam Arkadiusz Zgliński na początku 2013 r. podkreślał, że cena zakupu stoczni, czyli 1,5 mln zł jest kwotą atrakcyjną. Jednak w ciągu kilkunastu dni sytuacja diametralnie się zmieniła. Miasto wycofało się z finansowania zakupu stoczni, zmuszając niejako Port do sięgnięcia po środki z kredytu. Procedura udzielenia kredytu przez bank trwała jednak tak długo, że ówcześni właściciele stoczni rzecznej zdecydowali się ją sprzedać spółce prywatnej.

Może to o tyle dziwić, że jeszcze kilka lat temu finansowa sytuacja naszego miasta nie była zła. Wydawano spore środki na dużo bardziej błahe sprawy. Trudno więc zrozumieć tłumaczenie, że sytuacja miasta była zła i budżet Elbląga nie zniósłby wydatku rzędu 1,5 mln zł. Zwłaszcza, że przejęcie stoczni rzecznej przez elbląski Port należało traktować jako inwestycję miasta, która pozwalałaby na rozwój Portu, dodatkowe źródła dochodów oraz stworzenie nowych miejsc pracy dla elblążan.

Jak duża musiała być determinacja dyrektora Portu Arkadiusza Zglińskiego aby stocznię rzeczną przejąć  świadczyć może fakt, że mimo trudnej sytuacji Portu, decyduje się sięgnąć po kredyt. Te środki, z gwarancją miasta, zostają w końcu przez bank udzielone. Jednak jest już za późno. WEKO podpisuje w tym czasie umowę przedwstępną z byłymi właścicielami stoczni, a samemu Portowi grozi procesem w Sądzie Gospodarczym.

Za co Andrzej Kobylarz, ze spółki WEKO dziękował podczas konferencji prasowej Jerzemu Wilkowi w lipcu 2013 r.? Czy właśnie za to, że miasto wycofało się z finansowania zakupu stoczni, aby wpędzić Port w problemy z uzyskaniem kredytu bankowego? To dawało cenny czas spółce WEKO, aby dopiąć sprawę zakupu obiektu i wypchnąć elbląski Port z gry o stocznię oraz uniemożliwić miejskiej spółce skorzystania z prawa pierwokupu.

– Chciałbym podziękować panu Wilkowi, że udało się tę stocznię jakoś przejąć, pomimo wielu trudności ze strony poprzedniej władzy – to słowa wypowiedziane przez Andrzeja Kobylarza. Słowa kluczowe w kontekście problemów, jakie pojawiły się przed dyrektorem elbląskiego Portu, Arkadiuszem Zglińskim, kiedy ten chciał przejąć stocznię rzeczną.

0 komentarzy

Napisz komentarz

Login

Welcome! Login in to your account

Remember me Lost your password?

Don't have account. Register

Lost Password

Register